18.01.2014

Rozdział czwarty

Hermiona lubiła numerologię jak mało kto. Nie był to przedmiot szczególnie popularny, dlatego w sali nigdy nie było tłoku. Mogła w spokoju poszerzać wiedzę, nie przejmując się drwiącymi uśmieszkami. W klasie byli głównie Krukoni, dlatego poziomem nie odstawała od pozostałych uczniów. Czuła się idealnie. Dlatego nie mogła pozwolić, by jeden przebrzydły Ślizgon zbrukał jej ulubione lekcje swoją obecnością.
Jaki musiał mieć tupet, by na pierwszych zajęciach tego roku zająć miejsce obok niej. Nie wygoniła go, niech sobie siedzi, jeśli tylko da jej spokój. Jednak, gdy zaczął ją zagadywać w trakcie lekcji, nie wiedziała już co ma myśleć. Nie chciała mieć z chłopakiem nic wspólnego, jeśli miałoby to zaważyć na jej ocenach. Dlatego stawała się coraz bardziej opryskliwa, nie odpowiadała na zaczepki, aż w końcu zupełnie zignorowała sąsiada. Nie rozumiała i wcale nie chciała rozumieć jego zainteresowania nią.
Czwartkowa lekcja była szczególnie wymagająca. Hermiona siedziała skupiona wyłącznie na zadaniu, które właśnie rozwiązywała, kiedy Ślizgon zagadnął ją o pojedynek. Przewróciła tylko oczami, gotowa go zignorować, jednak był coraz bardziej natarczywy, jakby naprawdę łaknął jej uwagi. Odwróciła się w jego stronę, żeby ofuknąć go, a najlepiej kazać mu zmienić miejsce, ale zamarła z otwartymi ustami. Daniel, bo tak brzmiało imię chłopaka, wpatrywał się w nią z autentycznym zainteresowaniem i ciekawością. 
- Udało mi się, królowo opanowania - zaśmiał się. - Jeśli nie chcesz ze mną rozmawiać teraz, to może spotkamy się kiedyś po lekcjach? - zaproponował, unosząc lewą brew.
- A dasz mi wtedy spokój? - odburknęła i od razu wiedziała, że to był błąd. Ślizgon rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, jakby wygrał już pojedynek domów i spokojnie wrócił do swojego zadania. 
- Pojutrze w sali wyjściowej po kolacji, może być? - spytał ze wzrokiem wbitym w swoją książkę, jakby wcale nie oczekiwał od niej odpowiedzi. - A w czwartej linijce masz błąd. dlatego nic ci nie wychodzi - dodał. Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek i zdezorientowana Hermiona została w ławce sama. Spojrzała na swoje zadanie i faktycznie, od razu zauważyła fatalny, lecz zupełnie banalny błąd. Co się z nią działo? I przede wszystkim, w co ona się wpakowała?
***
Weszła do Pokoju Wspólnego i rozejrzała się za znajomymi twarzami. Przy stoliku pod ścianą siedział Neville, nachylony nad jakimś opasłym tomiskiem. Jego brwi były zmarszczone w wyrazie kompletnego skupienia. Tuż przy schodach do żeńskich dormitoriów Parvati Patil szeptała coś do ucha swojej przyjaciółki, Lavender Brown. Grupa chłopców, w tym Seamus i Dean, grała w wybuchającego durnia. Ale Harry'ego i Rona, których chciała ujrzeć, nigdzie nie było.
Opadła na fotel, rozsiadając się wygodnie. Pewnie byli na treningu Quidditcha, dzień był przecież niezgorszy.
Dziewczyna wyłożyła na stolik kilka książek. Chciała je przejrzeć, żeby być gotowa na wszystkie zajęcia, ale nie potrafiła się za to zabrać. Bez ruchu wpatrywała się w stosik przez dłuższą chwilę, aż w cichym westchnieniem włożyła woluminy do torby i odniosła do dormitorium. Po chwili zbiegała już po schodach z zamiarem przejścia się po błoniach.
Kiedy czekała, aż schody prowadzące z pierwszego piętra na parter, łaskawie zajmą swoje miejsce, usłyszała w korytarzu za sobą, jak profesor Snape łaja kogoś. Nie przejęła się zbytnio, bo przecież dobrze znała jego parszywy charakter, jednak coś tknęło ją, by zakradła się do zakrętu i wyjrzała. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy ujrzała swojego partnera z numerologii, jak stoi ze spuszczoną głową przed profesorem, którego twarz przybierała nienaturalny prosiaczkowo różowy odcień.
To nie moja sprawa - powiedziała sobie w duchu. Zdziwiła się jednak, bo Snape zwykle puszczał Ślizgonom płazem wszelkie ich problemy z regulaminem szkoły. Czyżby powód był poważniejszy? Kim w takim razie był Daniel, żeby doprowadzić szarą eminencję Hogwartu, jej najbardziej nieporuszony filar do takiego stanu? Nawet Harry i Neville razem nigdy nie stracił opanowania, nie na taką skalę. Hermiona wzruszyła ramionami. Może się dowie, gdy spotka się dzisiaj z chłopakiem. Jeśli się z nim spotka. Choć nie miała już wątpliwości, że ulegnie. Jej ciekawość właśnie została rozbudzona.

***
Cześć, robaczki. Wiem, jak okropnie i niedopuszczalnie dawno nie aktualizowałam wpisów na blogu, a i ten nie grzeszy specjalnie długością, ale dzieje się w nim całkiem sporo, a ostatni okres był dla mnie urwaniem głowy. Nawet teraz nie mam ochoty na wiele więcej poza oglądaniem komedii romantycznych (swoją drogą, nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło, nigdy za nimi nie przepadałam) z przyjemnymi dla oka mężczyznami w roli głównej. Ale obiecuję, od tego dnia, zepnę pośladki i wezmę się za bloga. 
Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyście, przeczytawszy, zostawili po sobie jakiś ślad. Byłby to dla mnie znak, że nie piszę do ściany. I to by było tyle na dzisiaj. Do zobaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz