22.11.2013

Rozdział trzeci

Hermiona obudziła się tego dnia w przednim nastroju. Szybko wyszykowała się i wyszła do Pokoju Wspólnego, gdzie miała nadzieję spotkać Harry'ego i Rona. W pomieszczeniu było już sporo ludzi, rozmawiających ze znajomymi, śmiejących i wygłupiających. Wszyscy byli tak szczęśliwi z powodu powrotu do szkoły. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Nieczęsto słyszało się, by w mugolskich szkołach rozpoczęcie roku wiązało się z takim entuzjazmem. A wystarczała odrobina magii...
- Boże, Hermiono, umrę z głosu, jeśli będziesz się tak zawieszać. Słyszysz w ogóle, co do ciebie mówię? - usłyszała głos rudowłosego chłopaka tuż nad swoim uchem.
- Nie tym razem, Ron, wiem, że dopiero co do mnie podszedłeś. Po prostu się rozglądam.
- A już myślałem, że rozmyślasz, co by napisać w pracy domowej dla Snape'a - roześmiał się Ron. Dziewczyna szturchnęła go w bok i razem wyszli z Pokoju Wspólnego.
Wielka Sala nie wyglądała już tak imponująco, jak poprzedniego dnia.Zniknęły dekoracje, chorągwie domów, pozostały tylko cztery stoły, nakryte teraz do śniadania. Ron rzucił się do najbliższego wolnego miejsca i od razu zaczął nakładać sobie niewyobrażalne ilości jedzenia.
- Uspokój się, człowieku - powiedział Harry - skrzaty będą tu przez cały rok, a w tym tempie zabraknie nam zapasów do Bożego Narodzenia! - Ron jednak wzruszył tylko ramionami, bo usta miał już zajęte.
Hermiona, tak samo jak poprzedniego dnia, rozglądała się z zaciekawieniem po Wielkiej Sali, szukając znajomych twarzy. Niektórzy z nich trochę się zmienili. Cho Chang obcięła włosy, tak, że teraz sięgały ledwo za uszy, Parvati zmieniła uczesanie i wyostrzyła makijaż, Colin zaczął nosić okulary, a Luna... cóż, Luna akurat nie zmieniła się wcale. Właśnie szła z ich kierunku. Spod jej jasnych włosów wystawały kolczyki z rzodkiewek, a kilka kosmyków na czubku głowy, które wyglądały na spalone, odstawały w różnych kierunkach, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy.
- Cześć wszystkim! - zawołała z daleka, machając im radośnie. - Nie miałam okazji z wami wczoraj porozmawiać, bo złośliwe gryzgotki porwały mi część bagażu. A w nocy chyba bawiły się moimi włosami. - Dotknęła błękitnego kosmyka. - Swoją drogą, niezła peruka, Harry. Ja na twoim miejscu wypróbowałabym czegoś bardziej odważnego. Takiego znają cię już wszyscy. - Odwróciła się i odeszła do swojego stołu.
Harry przejechał dłonią po włosach. Jak ona to zauważyła? On sam, patrząc w lustro, prawie nie widział różnicy.
Dla chłopców pierwszą lekcją tego roku były eliksiry. Byli zaskoczeni, gdy na planie lekcji obok tego przedmiotu widniało nazwisko profesora Slughorna, jeszcze bardziej jednak zdziwił ich fakt, że obrony przed czarną magią miał nauczać ich Severus Snape. Harry wciągnąć powietrze ze świstem. Zupełnie nie wyobrażał sobie tych zajęć. Mieli kilku kiepskich nauczycieli, ale nie miał wątpliwości, że akurat z tym będzie mu się pracowało najgorzej. Hermiona natomiast postanowiła przejść się po błoniach, bo zaczynała zajęcie dopiero godzinę później, za to numerologią. Pożegnała chłopców na schodach do lochów, a sama wyszła na chłodne, wrześniowe powietrze. Zauważyła Hagrida opowiadającego jakiejś klasie o stworzeniach, zapewne dość niebezpiecznych, które według niego musiały być poznane przez uczniów. Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w przeciwnym kierunku. Gdzieś w oddali majaczył zarys jakiejś tajemniczej budowli. Wyglądało to jak do przesady powiększony namiot ze sztywnymi ścianami. Był zbyt wielki nawet na największy mugolski cyrk. Hermiona zmarszczyła brwi i zainteresowana, poszła obejrzeć to z bliska. Wokół krzątało się wiele ludzi, co zauważyła już po chwili, choć nadal była dość daleko. Jakiż ten namiot musiał być monumentalny z bliska!
Hermiona w zdumieniu przyglądała się nowemu nabytkowi hogwarckich błoni, w końcu jednak musiała odwrócić się i wrócić do zamku, w przeciwnym przypadku spóźniłaby się a pierwszą lekcję w roku. Obiecała sobie jednak, że pozna pochodzenie dziwnego namiotu.
Nie musiała długo. Kiedy, razem z przyjaciółmi, zasiadła wieczorem do kolacji, na stołach nie było potraw, jak zazwyczaj. Dyrektor stał przy mównicy, jak gdyby czekał, aż wszyscy zjawią się na miejscy, przygnani głodem. Nie zawiódł się. Może to za sprawą opiekunów domów, którzy czuwali, by uczniowie opuścili Pokoje Wspólne albo duchów, które ostatnich maruderów wyganiali z korytarzy, Wielka Sala zapełniła się jak podczas uczty dnia poprzedniego.
- Chciałbym wam coś ogłosić - zaczął dyrektor, a wszyscy umilkli, zainteresowani powodem zebrania. - Uznaliśmy z profesorami, a może raczej ja uznałem, a oni nie mieli innego wyjścia, jak się zgodzić. - Spojrzał na grono nauczycielskie, a uczniowie zaśmiali się. - Że w naszej szkole robi się ostatnio trochę nudnawo. Żeby temu zapobiec, zorganizujemy w tym roku pojedynek domów. Oprócz zwyczajowej rywalizacji i punktów przyznawanych za zachowanie i osiągnięcia w nauce, dostaniecie zadanie, które będziecie musieli w określonym czasie wykonać. Niektóre będą grupowe, inne odpowiedzialne. Mam nadzieję, że wszystkie będą ekscytujące. Wygrany dom i uczeń dostaną na koniec roku specjalne wyróżnienie, a może nawet nagrodę... Oczywiście uczestnictwo jest dobrowolne, aczkolwiek do pierwszego zadania zobowiązani są wszyscy. Polega ono na tym, byście pilnowali uczciwości tej gry. U siebie, jak i u innych. Liczę na to, że między domami nie wyniknie zbyt wiele sporów, zwłaszcza, że będziecie musieli ze sobą współpracować. Zadania są podzielone wiekowo, żeby każdy mógł wziąć w nich udział, jednak z każdym kolejnym poziom rośnie. A więc strzeżcie się i oczekujcie pierwszego, a właściwie, drugiego zadania pojedynku domów, który oficjalnie zaczyna się teraz! - Dumbledore wystrzelił ze swojej różdżki różnokolorowe iskry.  Uczniowie byli podekscytowani. Mogła się powtórzyć sytuacja z Pojedynku Trójmagicznego. To było dla każdego niezwykle podniecające, pokazać swoją wyższość nad innymi i pokazać, że jego dom jest tym najpotężniejszym. A poza tym, pojedynek był też dobrą zabawą.
- Fred i George już knuliby, jak rozkręcić w tym momencie interes - westchnął Ron.
- Coś ty! Wiedzieliby już wczoraj, a dzisiaj zbieraliby już pierwsze zakłady - wtrąciła się Ginny, siedząca nieopodal. To, że ty jesteś taki niezaradny życiowo, nie znaczy, że wszyscy Weasley'owie są - prychnęła.
Hermiona pokręciła głową. Jednak w jej głowie pracowały już odpowiednie trybiki. to była jej szansa na wykazanie się. Musi pokazać się od najlepszej strony. I zrobi to. To była jej chwila.

***
Przepraszam za dość długą nieobecność, jednak szkoła zabiera mi każdą chwilę wolnego czasu, wypełniając zupełnie bezsensowną nauką. Z resztą, pewnie to znacie. No cóż, takie życie. 
Teraz znów z rozdziałem może być kiepsko, bo mam mikołajki i konkurs w najbliższym czasie, ale postaram się. I wymyślę coś ciekawego na pojedynek. Starcie tytanów :D.
Pozdrawiam,

3.11.2013

Rozdział drugi

Wielka Sala świeciła tego dnia swoim własnym blaskiem. Świece wisiały nad wypolerowanymi na wysoki połysk czterema stołami domów, srebrne puchary odbijały ich migoczące płomienie, a gwiazdy na niebie skrzyły się niczym grudki złota z czarnej skale.
Hermiona wstrzymała oddech. Niby była przyzwyczajona do tego widoku, jednak dopiero teraz odczuła tęsknotę, jaką odczuwała przez całe wakacje. Zupełnie, jakby należała do tego miejsca i nigdzie indziej nie miała racji bytu. Bała się myśleć, co nastanie, gdy już skończy się uczyć. Miała przed sobą jeszcze dwa cudowne lata.
Zajęła miejsce przy stole Gryffindoru, a zaraz obok usadowili się Ron i Harry. Rzuciła okiem na głowę Pottera - jej peruka wyglądała całkiem przekonującą, wiedziała jednak, że Mistrza Eliksirów nie zwiedzie, na pewno nie na zbyt długo. Musiała pospieszyć się z zaklęciem albo pogodzić z porażką. Ale to nie wchodziło w grę.
Pierwszoroczni jeden po drugim wkładali na głowy Tiarę Przydziału. Obok niej Ron mruczał coś gniewnie o niepotrzebnych ceremoniałach i pustym żołądku. Nawet nie chciało jej się zwracać mu uwagi, że ma na myśli raczej ceremonię, bo w tym czasie Matthew Donnegall, przyrodni brat Zabiniego został przydzielony do Gryffindoru.
Wszyscy wiedzieli o ich pokrewieństwie. Swego czasu w mediach nazwisko Donnegall było głośne, zwłaszcza przez okrutne morderstwo, którego ofiarą stał się właśnie Matthew senior. Hermiona nadal głowiła się, jakim cudem mężczyźni nadal ulegali pani Zabini. i dlaczego kobieta nadal nosi nazwisko swego pierwszego męża, który nie żył już piętnaście lat. Przecież od tego czasu miała już chyba z czterech kolejnych, nie licząc mężczyzn, których z nią łączono. Żaden związek nie przetrwał zbyt długo.
Wielką Salę ogarnęło poruszenie. Czyżby kolejny Syriusz Black, oderwany od rodzinnej idei? Jego bliźniaczka, Genevieve, zdążyła już wygodnie rozsiąść się przy stole Ślizgonów. Teraz z zaskoczeniem i niezrozumieniem wpatrywała się w twarz osłupiałego brata. McGonnagall musiała popchnąć go lekko w stronę odpowiedniego domu, sam był zbyt zszokowany, by zrobić cokolwiek. Nie tego się spodziewał. Jak z resztą wszyscy inni. Kiedy jednak zszedł z podwyższenia, wszyscy powrócili do własnych spraw, a ceremonia potoczyła się dalszym tokiem.
Wkrótce uczta dobiegła końca, a ona i Ron odprowadzili pierwszaków do Pokoju Wspólnego. Potem w trójkę zasiedli przed kominkiem, na swoich ulubionych fotelach. Dołączyli do nich Neville i Ginny, i razem wymieniali się wrażeniami z wakacji. Wszyscy nadal do łez śmiali się z zielonych włosów Harry' ego i z wypadku, przez który doszło do takiego stanu. Czas płynął szybko i zanim się obejrzeli, było już bardzo późno. Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi, ucałowała Harry' ego i Rona w policzki i ruszyła w stronę dormitorium. Jednak koło schodów drogę zagrodził jej niewysoki chłopiec w pidżamie.
- Nie chcę być w Gryffindorze - syknął gniewnie. - Zrobię wszystko, by lew pożałował wybrania mnie na swojego ucznia.

***
Jak widać, święta motywują, nawet jeśli same motywujące do pracy nie są. I tak oto na światło dzienne wychodzi kolejny rozdział. Niezbyt obszerny i może nie ma w nim zbyt wielu rewelacji, ale to przecież sam początek. Od nadmiaru szaleństw może nam się zakręcić w głowach. I żołądkach.
Serdecznie zapraszam na kolejne rozdziały tych, którzy zabłądzą tak daleko, by odkryć na dnie Internetów mój zabłąkany blog.
Pozdrawiam, autorka.